Mam nadzieję, że macie ochotę na kolejną porcję zdjęć z Brooklynu bo już dziś zabieram Was na drugą część wycieczki.
Dzisiejsze zwiedzanie zaczynamy od Brooklyn Botanic Garden. Ogród jest ogromny więc możemy kompletnie zapomnieć, że jesteśmy w wielkim mieście. Przechadzając się alejkami wśród kwitnących drzew i kwiatów, znajdziemy się w oazie piękna i spokoju. No chyba, że trafimy akurat na wycieczkę szkolną… wtedy będzie to po prostu oaza piękna.
Jeśli chcemy zobaczyć wszystkie zakątki ogrodu, trzeba nastawić się na dłuższy spacer, ale naprawdę łatwo zatracić się w tym lekko bajkowym krajobrazie. Jeśli mamy ochotę odpocząć możemy zawsze przysiąść na ławce ukrytej przy skale porośniętej mchem, powylegiwać się na trawie albo zrelaksować się kawiarni przy kolorowych i pachnących koktajlach.
Nie jestem ani ekspertem, ani szczególnym miłośnikiem kwiatów, jednak nawet ja uległam urokowi tego miejsca. Mieliśmy szczęście trafić na moment kiedy wszystko wokół kwitło, więc zapachy i kolory były cudownie słodkie i odurzające. Przechodzimy między roślinnością z różnych zakątków świata. W jednaj chwili jesteśmy w Europie, za 20 min w egzotycznej Azji.




Co bardzo mi się spodobało – można chodzić po trawie. W większości alejek można przechadzać się miedzy kwiatami i nikt nie rzuci się na nas za niszczenie zieleni. Tabliczki informacyjne zachęcają żeby poszperać i dowiedzieć się co to za „takie ładne, dziwnie wyglądające krzaki”. Takim praktycznym sposobem uczone są też dzieciaki. Zauważyłam, że chodzą po ogrodzie z karteczkami gdzie mają pytania na temat roślin, które muszą znaleźć i odpowiednio opisać. Nie wiem zbyt wiele na temat amerykańskiej edukacji, ale takie praktyczne zajęcia wydały mi się bardzo udanym pomysłem.


Wychodzimy z ogrodu i wskakujemy do metra. Przenosimy się na plażę i lunapark na Coney Island.

Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, kiedy dotarliśmy na miejsce. Spodziewałam się, że będzie dużo bardziej tłoczno i głośno.
Po pierwsze, cudownie było poczuć chłodną bryzę Atlantyku na oblanej słońcem promenadzie. Słońce praży, gra muzyka, po jednej stronie mamy plażę a zaraz po drugiej lunapark. Początkowo nie mogłam się zdecydować od czego zacząć. Iść posiedzieć na plaży, pospacerować czy wskoczyć na rollercoaster (jestem strasznym tchórzem więc to była dla mnie bardzo stresująca opcja). Trudno było usiedzieć w miejscy więc wygrał spacer.




Oszalałam kiedy zobaczyłam tego jednorożca. It’s so fluffy, I’m gonna die! Niestety, nie udało się nam go wygrać. Wyobraźcie sobie moją rozpacz. Do dziś żałuję.


Plusem spacerowania jest to, że można w swoim tempie zobaczyć wszytko co nas zainteresuje.. minusem jest to, że co chwila wpada się na smakołyki, którym trudno się oprzeć. Pyszna pinacolada… czemu nie.

Mango na patyku… tak, poproszę. Sam sposób podania mango wywoływał uśmiech. Zręczny Pan, z szybkością wojownika ninja obierał owoc ze skórki i kilkoma szybkimi cięciami zamieniał go w smaczny kwiatek. Najładniejsza, zdrowa przekąska jaką widziałam. Lub mniej zdrowa, jeśli polejmy ją słodkim sosem. Muszę nauczyć się je tak obierać.


Przyznaję, Ameryka mnie pokonała! Pierwszy raz nie udało mi się zjeść całej porcji waty cukrowej! Była ponadprzeciętnie słodka. Teraz zapytacie – to wata z cukru, jak może być bardziej słodka? Otóż może! Wystarczy, że dodamy do niej jakiegoś smakowego syropu i niemożliwe staje się możliwym.

Zaraz obok lunaparku znajduje się Nowojorskie Akwarium. Wprawdzie jest w odbudowie po huraganie Sandy, ale mimo to warto się wybrać. Dlaczego? Dla lwów morskich! W cenie biletu możemy wejść na pokaz. Jeśli zastanawiasz się czy to w ogóle fajne i czy warto to zapytam – czy widziałeś lwy morskie!? Najbardziej nieczuli cynicy nie są w stanie oprzeć się ich urokowi i inteligencji. Pokaz zapełnił całe trybuny podekscytowanych gości. Od maluchów po seniorów.Cały show był idealnie przygotowany. Muzyka zbudowała nastrój, a lwy i ich trenerka wywoływały „ochy i achy” zachwytu z trybun.







W Coney Island można było naprawdę poczuć lato. Na promenadzie gra muzyka na żywo, ludzie tańczą i zajadają się smakołykami. Możesz się bawić, wygłupiać i poczuć jak dziecko. Od czasu do czasu warto dać się ponieść chwili.



